Nie zobaczysz jej, ani nie usłyszysz,
lecz idąc nigdy jej nie wyczerpiesz
- Lao Tse

18.12.09

Jazz Bez In Nowica

Tak sie działo parę dni temu w Nowicy. Specjalne podziękowania dla Pani Natalii Sawiny z Ambasady Ukrainy w Polsce, ks. Jana Pipki, Markyana ze Stowarzyszenia Artystycznego "Dzyga, Muzyków z grupy ShockolaD i Muzyków z Nowicy 9.


Nowica – jestem przekonany – to miejsce dobre i nowe zarazem, ciche, ale ruch tam duży. Z całego serca pragnę, aby te słowa zostały odebrane jako moja podzięka za to, w czym miałem przyjemność uczestniczyć 12 grudnia w Nowicy. Dziękuję bardzo zarówno mieszkańcom – miejscowym, jak i przybyszom, którzy znaleźli w Nowicy – mam szczerą nadzieję – nowe miejsce dla siebie, tym przybyszom, dla których ta wieś nie jest jakąś ucieczką, tylko uzupełnieniem ich dotychczasowego życia, ich pracy w jakiś odległych dużych miastach naszej części świata. Zapewne też przybysze wnoszą coś nowego do życia miejscowych Nowiczan, ale i uczą się czegoś nowego i wiozą to doświadczenie daleko – do ludnych i hałaśliwych wielkich miast i dzielą się tym czymś nowym z innymi.
Pamiętam, jak dziesięć lat temu rodziła się idea festiwalu „Jazz bez” – muzyka i muzykowanie bez granic, bez kordoniw, jazz no limits… A zrodziła się ta idea w głowach kilku Polaków i Ukraińców, w Przemyślu i we Lwowie, ludzi zarówno żyjących na pograniczu, jak i przybywających tam… A łączyło nas, i – jak widać – łączy nadal, przeświadczenie o imperatywie odtwarzania fenomenu pogranicza, w tak straszliwy sposób doświadczonego przez dwa totalitaryzmy XX wieku, rekonstrukcji i szczególnej ochrony tego, co jeszcze jest, fenomenu wieloetniczności i wielokonfesyjności, ale nade wszystko – wielka potrzeba bycia razem w tej wspólnej przestrzeni. A jazz? Cóż, on po prostu pomaga…
Koncert dwóch grup – „Nowicy 9”, przybyszy, ale już miejscowych, i „ShockolaD” ze Lwowa, też przecież miejscowych.
Dobrze się stało, że koncert odbył się w ramach już IX edycji „Jazz bez”. Nie trzeba było długo namawiać Markijana Iwaszczyszyna – szefa Stowarzyszenia Artystycznego „Dzyga” we Lwowie, na którym już od wielu lat spoczywa główny ciężar (ale za to jaka niebywała satysfakcja!!!) organizowania kolejnych edycji festiwalu. Opowiedzieliśmy Markijanowi z Mateuszem Sorą o tym, co to takiego wyprawia się w Nowicy i już. Przecież to pogranicze łaknące jazzu! W pewnym momencie zrobiło się nawet trochę niebezpiecznie… Podłoga w szkole łemkowskiej nie wytrzymałaby raczej ciężaru muzyków, aparatury i słuchaczy, no więc padło na starą chałupę, w której mieszkają miejscowi przybysze – muzycy z „Nowicy 9”. No i wszystko zagrało. Tylko trzeba było trochę sień ocieplić…
Przybysze miejscowi, jako pierwsi, zagrali dobrze, nikt nie zmarzł. Ale już dziewczyny ze Lwowa musiały się trochę lepiej opatulić, no i się zaczęło. Jak zwykle zagrali i zaśpiewali wspaniale, a piosenki łemkowskie na Łemkowszczyźnie brzmią jakoś tak inaczej… Nie wiem, jak to opisać, ale wiem, że inaczej, przecież widziałem już tę grupę kilkakrotnie.
I tu na zakończenie taki bardziej osobisty mój wątek… 13 grudnia wypadła trzydziesta rocznica śmierci mojego ojca, padło więc na Nowicę. Prawie prosto z grania nocnego poszliśmy do małej cerkiewki, która też nas jakoś pomieściła. A ksiądz już się postarał, żeby za mojego ojca pomodlić się trochę dłużej niż u braci łacinników.
Takie to było nasze spotkanie w Nowicy – przybyszów z miejscowymi, Ukraińców, Łemków, Polaków, czyli… wszystkich miejscowych. Nie pierwsze takie spotkanie i pewnie nie ostatnie.
Dziękuję!
Krzysztof Sawicki

6.12.09

Koncert w Nowicy - ShockolaD + Nowica 9

12 grudnia 2009 roku odbędzie się bardzo miłe wydarzenie artystyczne, które zorganizowały wspólnie Stowarzyszenie Przyjaciół Nowicy, Stowarzyszenie Artystyczne "Dzyga" z Ukrainy oraz Bractwo Młodzieży Greckokatolickiej Sarepta. Wszystko powinno się rozpocząć o godz. 18.00 w domu Jana Szymczyka. Oprócz grupy ShockolaD wystąpią Przyjaciele z zespołu Nowica 9. Koncert jest elementem Międzynarodowego Festiwalu Jazzowego "Jazz Bez"



Dana Wynnicka – wokal
Nastja Łytwyniuk – fortepian
Ihor Hnydyn – bębny
Serhij Brydun – gitara basowa

Grupa Shockolad powstała w czerwcu 2004 r. Jej muzycy płynnie poruszają się w estetyce jazzu, funki, etno i elektro. Ta wybuchowa mieszanka jest już dobrze znana na Ukrainie, ale nie tylko, bowiem zespół brał udział w wielu festiwalach jazzowych, w tym tak prestiżowych jak Jazz Bez, Metro Jazz czy Chilli Jazz w Krakowie. Z Krakowem Shockolad łączy jeszcze jeden element, a mianowicie wspólny projekt ukraińsko – polski.

W 2008 r. część grupy (Bohdana Wynnicka, Ihor Hnydyn, Anastasija Lytwyniuk) przebywa w Warszawie w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury Polski „Gaude Polonia”. Udział w tym programie daje nie tylko możliwość nauki u legend polskiego jazzu, wśród których są A. Jagodziński (fortepian), Cz. Bartkowski (perkusja) i J. Szrom (wokal jazzowy), ale stanowi także doskonały grunt dla wymiany twórczych doświadczeń. Pierwszym krokiem w tym kierunku stała się współpraca ze znanymi polskimi muzykami - Michałem Jarosem (kontrabas) i Tomaszem Dąbrowskim (trąbka). Wspólny materiał łączy w sobie muzykę ludową zakorzenioną w tradycji ukraińskiej z doświadczeniami polskiego jazzu oraz fascynację artystów nurtem world music. Wynikiem tej współpracy jest nagrana płyta i seria koncertów w Polsce i na Ukrainie.

"Koncerty JazzBez wystartują 4 grudnia. W całej edycji do 13 grudnia we Lwowie, a także w Lublinie, Przemyślu, Sanoku, Tarnopolu, Sewastopolu, Łucku, Iwano-Frankowsku i Kijowie wystąpi blisko 100 muzyków z 13 krajów świata, z USA, Japonii, Egiptu, Niemiec, Danii, Wielkiej Brytanii, Niderlandów, Francji, Rosji, Białorusi, Litwy oraz rzecz jasna - z Polski i Ukrainy. Po raz pierwszy festiwal zawędruje nawet do łemkowskiej wsi Nowica koło Gorlic, gdzie urodził się Bohdan Ihor Antonycz (1909-1937), sławny poeta i prozaik ukraiński przez lata zapomniany z powodu zapisów cenzury." (Gazeta Wyborcza Lublin)

10.11.09

Greek Orthodox Chants - Byzantine Patmos (2005)



I'm not Greek and I'm not an orthodox Christian so entering this church was an otherworldly experience for me as was listening to the 19 member Greek Byzantine Choir. The people sitting around me were members of the church's congregation. To congregation members, gold walls plastered in icons were a common event, even, an everyday experience, as was listening to a Byzantine choir. And yet, a visit from the Greek Byzantine Choir was not an everyday experience so I was surprised that there were few attendees outside of the church's congregation at the concert. Someone even asked me if I'm Greek and was baffled when I told her that I was attending the concert because I enjoy medieval sacred music traditions.

The choir led by Director and founder Lycourgos Angelopoulos, (who formed the choir in 1977), entered in a procession from the back of the church in which they sung, Kontakion of the Akathistos Hymn composed in the 7th Century by an anonymous composer. Once the vocalists were ensconced near the elaborate church altar, they performed Communion Verse for the Transfiguration composed by John Koukouzelis (1280-1360). The contrast between the choir members dressed in black robes and the icon art that surrounded them was distracting at times and other times mesmerizing.

Although many sacred choral traditions are sung in polyphony and graced with lush harmonies, Byzantine chants are monophonic with a few of the vocalists singing bass drone. Musicologist Michalis Adamis on the Duke University site describes this better.

"Byzantine Music is monophonic. It has not called on parameters of musical construction, such as harmony and counterpoint, yet it has produced a wealth of extraordinary rich melodies, as well as, complex musical forms and carried the monophonic genre to heights of refinement and wisdom… Singing a melody always includes its cantillion, together with a continues drone accompaniment."

The remainder of the first set of liturgical chants featured mostly Psalmody sung in Greek. After a long intermission, the choir returned without fanfare and presented liturgical chants that would normally be sung in the Greek Orthodox Church on the Sunday prior to Christmas. These compositions beginning with Three Heirmoi from the Canon for the Sunday before Christmas and ending with Kratima in the First Mode by John Trapezountios (d. 1700), were longer and seemed more complex than the chants performed during the first half of the program. Lycourgos Angelopoulos and other choir members performed longer solos accompanied by an intense drone which reminded me of the two duduk players featured in traditional Armenian music where one instrument carries the main melody and the other holds the same note through the entire song, creating a continuous drone. And yes, the vocalists providing drone perform an important role. At times the pace and passion of the vocalists increased, but compared to other sacred musical traditions familiar to me, I found the Byzantine choir vocals somewhat restrained. Although Byzantine chants possess a unique beauty, the chants did not provoke an emotional response in me, mainly because this was my first real exposure to the tradition.

The choir performed a short encore and then ended with a procession as they exited the church. The extremely polite audience refrained from applauding until the end of each set and for some members of the packed audience; this was a difficult endeavor since they were quite passionate about the Byzantine chant tradition. There were two women sitting near me that were emotionally drawn to the music and seemed quite knowledgeable about the tradition. Occasionally one of the women would wipe tears from her eyes. Of course, she might have understood the Greek language in which the chants were performed and she seemed familiar with each chant in general. There are times when it helps to be an insider to a given tradition.

We were witnessing a concert, which removed the choir out of its normal realm of a church service. The choir was performing samples of what would be presented in either a Sunday service or special religious occasion to enhance the worship experience. However, for those of us who do not attend church services, this is a good way in which we can witness various sacred music traditions, either from a spiritual-but-not-religious standpoint or a scholarly one. And then there are journalists such as myself and radio presenters who are curious about these ancient chants. I would rather see this music presented in a church rather than a concert hall because the church acoustics and atmosphere does enhance the experience of listening to sacred medieval music. Leaving baffled churchgoers in our wake is a small price to pay for getting closer to sacred music traditions. And in fact, if outsiders cherish these musical treasures, that can only enhance congregational members' appreciation for these traditions. And it certainly helps with preserving the traditions for future generations to enjoy.

link

3.9.09

Wiersze Zosi


"czekam na mamę"

już światło na górze zgaszone
zasnął mój młodszy brat
ja nie śpię
i czekam sama
aż wróci Mama

za ścianą kroki
może to Ona
- nie - to ktoś inny - Neon
za oknem świeci
a ja bez Mamy
zasnąć nie mogę

sąsiad coś pisze
- słyszę - w domu ciszę
i znowu kroki
to drzwi otwiera - Ona -
biegnę w pidżamie
"Dobranoc" powiedzieć
Mojej Mamie


* * *

Mama Mama Mama
Będę z Nią tańczyć do rana

Miłość rośnie wokół nas
Sielskie dni idą w dal
Nie ma rady - już po nich
Czas
Na łzy

Jak to cudownie brzmi



* * *

Śpij mały kotku już
Dzikie ślepka zmruż
Niech ci się przyśni ktoś
Może koci Król

Bladolice Topielice
Suną chyłkiem na Łysicę -
Ruszyła Maszyna
Nikt jej nie zatrzyma

Kto wejdzie pod Koła
Ten uciec nie zdoła



napisała Zosia Fuglewicz

2.9.09

Andrzej Sulima-Suryn (1952-1998)



"Między Bogiem
a prawdą
jest trochę miejsca
i to jest życie"

Andrzej Suryn urodził się 7 listopada 1952 roku w Krzyżu Wlkp. Zmarł 6 maja 1998r. w Montrealu. Do szkoły podstawowej uczęszczał w Krzyżu Wlkp. W 1973 roku ukończył Liceum Ogólnokształcące w Poznaniu. Studiował zaocznie w Studium Kulturowo-Oświatowym, które ukończył w 1989r. z wynikiem dobrym. Swoją pracę zawodową związał z kulturą. Pracował na wielu stanowiskach m.in. był szefem Młodzieżowego Ośrodka Psychologii w Warszawie. Prowadził zajęcia z młodzieżą, która miała różne problemy psychologiczne.

Andrzej miał dobry kontakt z młodzieżą i dziećmi. Jego mama, Walentyna Suryn, wspomina, że zawsze był otoczony dzieciarnią. Często siadał na podwórku kamienicy, w której mieszkał i grając na gitarze na poczekaniu składał piosenki dla zgromadzonych młodych słuchaczy. Przed ostatnią swoją podróżą obiecywał im prezenty w postaci indiańskich fajek pokoju czy kapeluszy jankesów. Niestety nie dane mu było dotrzymać słowa. Pani Walentyna wyjawiła nam, że jej syn bardzo kochał dzieci i przyrodę, więc jego twórczość wyrażała tą miłość. Wiersze, które wyszły spod jego pióra, przypominają modlitwy, gdyż często zwrócone są bezpośrednio do Boga.

Był człowiekiem pogodnym, wesołym, lubił żartować. To idealista, który chciał, aby ludzie umieli żyć bez zabijania (opowiadanie „Wyspa Patmos”). Kochał zwierzęta. Jego mama wspomina jak w czasie jednej z Wigilii, nie mogąc zabić karpia, pojechał nad Drawę i wypuścił rybę do wody. Wielki miłośnik przyrody - ze swoich licznych wędrówek przynosił do domu kamienie o niezwykłych kształtach i korę, z której potem wykonywał rzeźby, a także pęki polnych ziół. Spał na materacu położonym bezpośrednio na podłodze, aby być bliżej ziemi.

Miał wielu przyjaciół. Przyjaźnił się ze Stanisławem Sojką i Waldemarem Czechowskim, korespondował z Czesławem Miłoszem - polskim noblistą, z wieloma twórcami utrzymywał stały kontakt listowny. W podróż do Kanady zabrał „Listę przyjaciół Suryna” – spis adresów do korespondencji.

Ten człowiek uwielbiał bawić się, śmiać - po prostu przebywać z ludźmi. Nieoczekiwanie to się zmieniło. Ten niegdyś radosny mężczyzna zaczął szukać swojej pustelni, planował nawet wstąpić do klasztoru. Marzył, aby zostać pustelnikiem. Chciał wydawać pismo „Sztuka osobowa”, pomagać ludziom.

Andrzej był człowiekiem wszechstronnym, pisał wiersze, opowiadania poetyckie, rzeźbił w korze, rysował. Należał do grupy „Dom Marka”, która powstała w latem 1979 w Gołdapi z inicjatywy Mirosława Słapika. Artyści działający w grupie dążyli do połączenia literatury, plastyki i teatru. „Dom Marka” rozpadł się w sierpniu 1984 roku, po czym jego członkowie: Darski, Sobczak i Sulima-Suryn założyli w sierpniu tegoż roku grupę o nazwie SDS. Kontynuowali twórczość poetycką wydając tomiki wierszy.

Andrzej część swojej działalności wiązał z Warmią i Mazurami. Przemierzał tu lasy i polne drogi. Był jednym z tych, którzy przyczynili się do zagnieżdżenia Teatru Wiejskiego „Węgajty” właśnie w tamtych stronach. Teatr działa do dziś we wsi Węgajty koło Olsztyna, odświeżając stare rytuały, ludowe pieśni, obrzędy.

W latach 1983-1985 jako asystent i współscenarzysta nakręcił trzy filmy (dokumenty artystyczne) wraz z Andrzejem Różyckim i Waldemarem Czechowskim. W ramach plenerów artystycznych wykonał kilka rzeźb i instalacji – są to tzw. pomniki intuicji wykonane głównie z kamienia, inicjował happeningi takie jak „Ogień i lód”, „Jestem tutaj”.

Poeta, przez niektórych nazywanym – wędrownym. Jego rodzinny dom w Krzyżu Wlkp. był raczej punktem, z którego wyruszał i do którego wracał przed kolejną podróżą, niż stałym miejscem pobytu.

Pisał dużo – w kalendarzach, zeszytach, notatnikach, zapisanych kartkach. Nigdy nie zabiegał o publikacje. Sporządził wiele rękopisów, w których pozostają dzienniki, niepublikowane wiersze, rysunki i opowiadania. Krótko przed śmiercią namawiany przez przyjaciół przygotował do druku tomik pt. „Światło”. Z Kanady dzwonił do mamy i narzekał, że nie może doczekać się wydania. Chciał zobaczyć jak będzie wyglądała jego książka. Czy okaże się „smacznie wydana” (tak mówił o pięknie wydanych książkach). Nigdy nie zobaczył tego tomiku. Za jego życia wydał tylko jeden zbiór - „Pomiędzy” (Łódź, 1993r.).

Tomik „Światło”, na który tak czekał, ukazał się w 1999r. z płytą, na której poeta czyta swoje wiersze, a Stanisław Sojka śpiewa piosenki do jego (...) Ten skromny Człowiek kochał ludzi i życie. Mieszkańcy Krzyża zapamiętali go w kapeluszu i z laską wędrującego brzegiem ukochanej rzeki Drawy.



Dumka Jacobowa (o Surynie)

Od dawna przymierzałem się, by napisać o nim dumkę. Często cytuję, wspominam, ale sam Suryn wciąż się gdzieś wymykał. Dziś w południe osiodłałem konia, po raz pierwszy od paru tygodni. Zdziczał mongoł, owsem musiałem kusić, by w ogóle dał do siebie podejść. Bryknęliśmy przez pola, lasy, śniegi - do sklepu. Nabyłem trochę żarcia, pół litra i fajki. Zmierzch, wódeczka. Chyba to mnie ośmieliło.

Suryn, pierwsze spotkanie. Warmia, polanka w lesie, kłęby żywicznego dymu, impregnowałem płócienne tipi. Z lasu wyłonił się dziwoląg w szynelu z pierwszej wojny światowej. Przed sobą, uroczyście, niósł liść łopianu, na nim chleb. - Elfy witają wojowników Czejenów - powiedział. - Hmm, no dobra. Wziąłem bochenek, zapewne wypiliśmy herbatkę, nic specjalnego. Chyba czułem się zapracowany i przesadnie konkretny. Więcej nie pamiętam.

Dwa lata na Warmii mieszkałem, moc przygód, z Surynem zaprzyjaźniliśmy się. Cięgiem pisał, nawet w trakcie rozmowy. Wiersze, myśli, kij wie co. Razu pewnego leżałem nad jeziorem, na wznak, nieruchomo. Suryn podszedł cichutko i nałożył mi słuchaweczki. Puścił jeden ze swych słowno-muzycznych klimatów. Leciało, pulsowało, ... - I jak? - zapytał. - Nijak nie zakłóciło obłoków - odparłem. Był wniebowzięty. A mnie, niedługo potem, światowe układanki rozpirzyły do poziomu samobója. - Rzuć toksyny - powiedział. Wymieniliśmy talizmany, jak na Indian przystało. Pojechałem w góry, gdziem błyskawicznie się zadomowił i psychofizycznie ozdrowiał.

Był Suryn jednym z pierwszych gości. Miał pudełeczko z maleńkimi głośniczkami, leżał na gościnnym wyrku, słuchał. Przedtem napiliśmy się psylocybowo-ziołowej herbaty. Chata na bezludziu, Beskid Niski, cichusio... A tu nagle! - drzwi się otwierają. Stasiuk-sąsiad mówi: - Dżekob, wopiści chcą cię poznać... - Ja! Jestesmy nagrzybieni, zrób coś! - O, kurwa, rzekł Stasiuk - i wyszedł. Zgramoliłem się z barłogu, wyjrzałem przez okno. Gazik, kilku wopistów, Świnia-Stasiuk gada z nimi, ale mundurki ewidentnie prą ku chacie. Ajajaj. No to - heja! Grunt, to chwyt psychologiczny. Korytarzykiem łemkowskiej chyży przekradłem się do stodoły i - chrubut! - otwarłem na oścież wrota. - Dobra, dobra, panowie - zbyłem funkcjonariuszy. - W ... walisz, chłopie?! - rzekłem do Stasiuka. - Siana nie ma, bydlaki zdychają, inaczej się umawialiśmy! Stasiuk wszedł w rolę, jął się kajać. - Spoko, panowie, możemy przytargać siano gazikiem - ozwał się dowódca WOP. - Dobra, wświetliłem się udobruchaną furię, - ale bez jaj!

I tak osiołek i kozy zdobyły zapas sianka, nikt mnie nie wylegitymował, a Suryn nawet nie zauważył zadymy. Chyba słuchał Mozarta.

Jakiś czas potem dostałem od Suryna list, że chce ze mną zamieszkać. Wpadłem w panikę. Odpisałem, że sam słabiutkim, ni cholery, mowy nie ma. Okrutne emocje. - Uspokój się - odpisał Andrzejek. To tylko propozycja, nie ma sprawy. Uff.

Z pięć lat w górach mieszkałem. Bywał Surynek spokojnie i niepokojąco. Razu pewnego, w środku nocy, w alkierzu, obudziło mnie gorąco. Odkryłem się - i usłyszałem szuranie. Suryn dokładał do pieca. - Co robisz?! - Ziimnoo miii - powiedział. - Spadaj pod spiwór, bo zabiję! - wściekłem się. I ułożyłem w wyrku. Po niedługim czasie przyszła nauka. Wnętrzności stały się puste, wszystko wypełnił strach. - Kurde, już wiem, co czujesz Surynku... Łiuuuut! Świat wrócił do tzw. normy.

Andrzej Suryn umarł nagle w Kanadzie w 1998 roku. Przysłał mi kartkę "jak wrócę - pogadamy o Indianach.". "Om ah hum benza guru pema siddhi hum" - jak teraz leci z kompakta. Tak, jak podobnie, wypisałeś złotym mazakiem nad drzwiami "mego" alkierza.

Też jesteś z Syriusza, ale masz sklerozę - mawiałeś. Czemu nie.

Od dawna mieszkam gdzie indziej. Jasne, zludzenie. Ale z tobą, chłopie, nigdy się nie rozstaję. I wszystkim wędrowcom polecam: http://www.suryn.procinema.pl/wiersze.htm

link in comments

5.8.09

Gardzienice - Orkiestra Antyczna (2003)



Orkiestra Antyczna to projekt muzyczny i badawczy powołany w Ośrodku Praktyk Teatralnych Gardzienice przez Tomasza Rodowicza i Macieja Rychłego. Obejmuje on rekonstrukcję i opracowanie antycznej muzyki oraz instrumentów tamtego okresu.

Z rozśpiewanej i roztańczonej starożytnej Grecji pozostało kilkadziesiąt fragmentów muzycznych zapisanych na strzępach papirusów i potłuczonych kamiennych tablicach. Ocalały też rysunki grających postaci i instrumentów muzycznych: kitar, lir, harf, aulosów, bębnów, monochordu. Chcemy w tym projekcie na nowo usłyszeć te dźwięki, sprawdzić, co w nich dalekie, co bliskie.

Przedsięwzięcie to ma swoje źródło w pracy M. Rychłego z zespołem Gardzienic nad muzyką do spektaklu "Metamorfozy" wg Apulejusza. Tamten etap muzycznej pracy zarejestrowaliśmy na płycie Gardzienice Metamorfozy - Music of Ancient Greece (2000 Altmaster i przyjaciele). Wtedy stało się dla nas jasne, że jest to dopiero początek przygody, której dziś nadaliśmy nazwę Orkiestra Antyczna.

Tyle oficjalnej notki Orkiestry Antycznej.



Od siebie dodam, iż byłem 27 października 2001 w Gardzienicach na pierwszym pokazie Orkiestry. Spotkała się ona wcześniej dopiero pięć razy, więc była to raczej próba otwarta niż pokaz pracy, ale to, co usłyszeliśmy było zapowiedzią czegoś naprawdę wspaniałego. Piętnastu śpiewaków nie tylko z Polski (przygrywających na paru zrekonstruowanych instrumentach dętych, strunowych i bębnach) przedstawiło siedem pieśni, nad którymi do tej pory pracowali. Większość znana z wykonania Gardzienickich aktorów z płyty "Metamorfozy".

W trakcie występu (w małej salce) wytworzyła się bardzo dobra energia - zarówno wśród wykonawców, jak i publiczności. Wiele radości sprawiało śpiewakom wykonywanie tych pieśni a nam ich słuchanie. W całym wystąpieniu było bardzo wiele humoru - na pewno nie był to koturnowy, nobliwy antyk - który powoli już, na szczęście, zaczyna być wyśmiewany.

Osobiście cieszę się, że Tomasz Rodowicz z Maciejem Rychłym (liderem Kwartetu Jorgi) zabrali się za antyczną muzykę. Śpiewy, które można słyszeć w Gardzienickim przedstawieniu "Metamorfozy" są wspaniałe, ale jednak mają już one teatralną "czapę" (może gębę?) - a Orkiestra Antyczna zajmuje się (z "punkową" werwą - właściwą chyba każdemu zapalonemu poszukiwaczowi, a tym bardziej tropicielowi źródeł) tym co mnie osobiście najbardziej rajcuje - muzyką.

Mam nadzieję, że grupie nie zabraknie zapału, że zapaleńców będzie przybywało a nie ubywało, że sami odnajdą też swoją publiczność. Ja taki "antyczny underground" gorąco polecam i kibicuję im z całych sił. (Krzysztof Piekarczyk, serpent.pl)

Skład:
Ania Dąbrowska, Dagmara Nakonieczna, Pola Matuszewska, Beata Oleszek, Katarzyna Tadeusz, Elina Toneva, Agnieszka Szablewska, Maciej Rychły, Tomasz Rodowicz, Sean Palmer, Maciej Maciaszek, Paweł Passini, Grzegorz Pawłowski, Tomek Krzyżanowski, Piotr Furtak



THE ANCIENT ORCHESTRA

is an international artistic and research project initiated by Tomasz Rodowicz and Maciej Rychły within the Centre for Theatre Practices in Gardzienice in 2001. Since march 2004 Ancient Orchestra function in new Theatre Association CHOREA. The project is focusing on the oldest, practically unknown sources of European music.

This enterprise is a continuation of Maciej Rychły's works with the theatre ensemble of Gardzienice on the music for the staged production "Metamorphoses" according to Apuleius directed by Włodzimierz Staniewski (1995). Results of this early stage of musical works intended for atheatre spectacle was recorded and published on CD "Gardzienice Metamorfozy - Music of Ancient Greece". Yet there still remained much material unrealised, many questions, new ideas and fascinations; thus it became clear that it was but a beginning of a long-run work. The project is divided into several stages comprising research, reconstruction, arranging and performing the music of antique Greece and Rome as well as building copies of historical instruments.

The Orchestra's ensemble consists of 15 Polish and foreign singers and instrumentalists who have been meeting regularly for rehearsal sessions in Gardzienicesince September 2001. At present the ensemble works on 14 pieces arranged by Maciej Rychły who reconstructed them or composed basing on fragmentary antique sources. Thefinal shape and sound characteristics is an effect of the ensemble's common work during rehearsals. Advanced studies and research on antique instruments: phorminx, kithara, lyre, monochord, bucina, sistrum is carried on. Hhydraulis and aulos are about to be built. An average contemporary European Westerner usually recognises the Gregorian chant as origin of European music. The existing scores of antique pieces are known only to a small circle of specialists. There have been but a few attempts of presenting this music in a live performance. From the survived musical fragments as much as from sculpture, architecture and literature - we can read, sing and play lively songs, testifying to imagination, sensitivity and musical richness of antique composers, being at the same time poets and playwrights. Interpreting the antique music with a modern language we propose a hypothesis and invite to a dialogue and discussion on the musical heritage of Europe.

link in comments

10.5.09

bezdech



***
Małgosi Łukomskiej i Zosi

w twoim oddechu
znajduję tchnienie
i kiedy go braknie
szukam dłońmi rozpaczliwie
kształtu twoich ust
by zebrać ostatnie krople
opowieści wonnych pól

tak,
chcę utonąć w tobie ukochana
i niech mnie zabierze
ten jeden pocałunek-drżenie
na każdą dobrą noc
dobry dzień

Nowica, 30.04.2009



20.3.09

Studyci z Swiatouspienskiej Lawry



Studyci (skrót "MSU" od Monaci Studiti Ucraini) — jedna z modlitewnych wspólnot kościoła greckokatolickiego obrządku bizantyjsko-ukraińskiego. Początki zakonu sięgają działalności św. Teodora Studyty z Konstantynopola na przełomie VIII i IX wieku. Od X wieku działał na terenach dzisiejszej Ukrainy. Początkowo głównym jego centrum była Ławra Pieczerska w Kijowie.

Pod koniec średniowiecza, zakon znacznie ucierpiał wskutek najazdów Mongołów na Ruś. Po przywróceniu w 1700 komunii z Kościołem rzymskokatolickim, wiele wschodnich zwyczajów i tradycji monastycznych uległo zapomnieniu. W 1787 r. główny klasztor w Uniowie został zamknięty przez Austriaków. Odrodzenie zakonu rozpoczęło się w XIX w.

Większość studytów to prości ludzie, katolicy obrządku bizantyjsko-ukraińskiego, wywodzący się podobnie jak przed wojną ze wsi. Po przyjęciu do zakonu spędzają oni życie na modlitwie i pracy - zajmują się rolnictwem, pracują przy odbudowie zniszczonych monastyrów, opiekują się dziećmi z klasztornego sierocińca itp. Większość mnichów to bracia, którzy nie otrzymują święceń kapłańskich. Tylko niektórzy po wstąpieniu do zakonu są wysyłani na studia (najczęściej na KUL, lecz również do Europy Zachodniej), a następnie otrzymują święcenia kapłańskie. Jako ojcowie wchodzą potem w skład "rady starszych", która podejmuje najważniejsze dla ławry decyzje. Bieżące decyzje podejmuje przeor (ihumen). Jest nim od kilku lat wyświęcony w podziemiu o. Sebastian, mający opinię świątobliwego zakonnika i doskonałego administratora i zarządcy, dzięki któremu ławra uniowska rozkwita, stając się znów centrum wschodniego monastycyzmu. Studyci, oprócz pracy fizycznej, prowadzą działalność kaznodziejską, pedagogiczną i wydawniczą. Propagują także działalność ekumeniczną.



Uniów jest centrum tzw. ławry uniowskiej, czyli zespołu rozrzuconych po zachodniej Ukrainie klasztorów, które podlegają przeorowi (ihumenowi) i stojącemu ponad nim archimandrycie. Obecnie klasztory należące do uniowskiej ławry mieszczą się we Lwowie, Zarwanicy, Jaremczu, Dorze, Podkamieniu i Gródku Jagiellońskim. Inni studyci żyją także poza Ukrainą - we Włoszech i w Kanadzie. W sumie do zakonu należy obecnie około stu zakonników.

Ważną rolę w życiu monastyru pełni śpiew cerkiewny. Zakonnicy nie ograniczają się tu przy tym do śpiewania tradycyjnych ruskich pieśni, ale w poszukiwaniu własnych wschodnich korzeni chętnie sięgają do pradawnych chrześcijańskich hymnów rodem z Grecji i Bliskiego Wschodu.



Studites (b. 759, Constantinople,--d. Nov. 11, 826, Prinkipo, island in the Sea of Marmara; feast day November 11), abbot and leading opponent of iconoclasm, the doctrine opposing the veneration of religious images, which severely disturbed relations between the Byzantine and Roman churches, (Iconoclastic Controversy).

Under the influence of his uncle, Abbot Plato of Symbola, later a saint, Theodore became a monk and, later, abbot of a monastery near Mount Olympus in Bithynia (Minor Asia). For opposing as adulterous the second marriage of the Byzantine emperor Constantine VI to his mistress Theodote in 795, Theodore was exiled to Thessalonica. After Constantine's overthrow in 797, Theodore was recalled by the empress Irene. Thereafter, his religious community moved to the monastery of Studios in Constantinople. In 806 he clashed with the emperor Nicephorus I (who asserted authority over the Eastern church) about the appointment of Patriarch Nicephorus of Constantinople. Theodore was condemned by a council and exiled a second time (809-811).



When iconoclasm was revived by the emperor Leo V, Theodore led the opposition against the iconoclasts and was again exiled (816-820). Recalled by the emperor Michael II, who nevertheless favoured the iconoclastic party, Theodore was not allowed to resume his abbacy. With his monks he spent the rest of his life near Constantinople. He had fought for church independence from imperial power; because the patriarchs of Constantinople often had to compromise with the Byzantine emperors, he opposed the patriarchs too. Most of his works--which include homilies, three polemical treatises against the Iconoclasts, and nearly 600 letters--are in J.-P. Migne, Patrologia Graeca ("Greek Fathers"), vol. 99 (1903).

link in comments

21.2.09

(wiersz)



***

(Małgosi Łukomskiej)

po pełni
ubyło księżyca
miasto zniknęło
i czas
wtulony w twoje piersi
obudziłem się w domu miłości
w kole


(Przeźmierowo, ostatnie dni 2008)

10.2.09

Obiektywem Dominiki

Chciałbym zaprezentować kilka zimowych zdjęć, które w Nowicy zrobiła Dominika. Nie jestem znawcą fotografii i mogę tylko powiedzieć czy jakieś zdjęcie mi się podoba czy nie, ale zdjęcia Dominiki uważam za świetne.


Ulubione zajęcie Bolka


Letnie kąpielisko dla dzieci


Ushi


DudenHaus


Cmentarzyk


Ushi na tle swoich wypieków


Widoczek

Napisz do Dominiki

7.2.09

Orkiestra Św. Mikołaja - Lem-Agination



Orkiestra św. Mikołaja – polski zespół folkowy istniejący od 1988 r. Orkiestra św. Mikołaja od lat plasuje się w czołówce polskich zespołów folkowych. Rozpoznawalną cechą kapeli jest akustyczne brzmienie i używanie wielu manier wokalnych, m.in. "białego śpiewu". W swoich aranżacjach siedmioosobowa grupa stosuje instrumenty strunowe: dutar i cymbały, smyczkowe - mazanki, skandynawską nyckelharphę i cała gamę tradycyjnych instrumentów dętych. To one w dużej mierze tworzą specyficzny i niepowtarzalny koloryt brzmienia zespołu nadając mu mistyczną aurę. Jako jedna z pierwszych kapel wprowadziła do repertuaru muzykę inspirowaną słowiańskim folklorem muzycznym, przede wszystkim polskim, łemkowskim i huculskim i tym inspiracjom pozostała wierna do dziś.

"Idea odtworzenia brzmienia kapeli łemkowskiej połączyła muzyków Orkiestry, z których każdy wędruje trochę inną ścieżką inspiracji. Są wśród nas przedstawiciele zarówno owych odkrywców - wędrowców jak i miłośników, albo przede wszystkim praktyków muzyki karpackiej. Są też tacy, których przodkowie pochodzą z tych gór. Czy udało nam się chociaż w niewielkim stopniu odpowiedzieć na pytanie, jaka była ta muzyka? A może nasza płyta to raczej głos w dyskucji, jaka byłaby współczesna tradycyjna muzyka łemkowska gdyby historia łaskawiej obeszła się z Łemkami i ich kulturą...

Łemkowszczyzna to w Karpatach kraina szczególna…Ślady ludnych niegdyś wiosek dostrzeże tu tylko wnikliwy obserwator. Przedzierając się przez morza zarośli i pola pokrzyw niczym archeolog tropiący zaginione cywilizacje przez kolejne poziomy osadnicze, odnajdzie stare studnie, piwnice i fundamenty domów, przydrożne krzyże, cerkwiszcza, cmentarze… Taki krajobraz to skutek brutalnych powojennych przesiedleń ludności łemkowskiej przeprowadzonych w latach czterdziestych ubiegłego wieku przez stalinowskie władze Polski. Wraz z siedliskami, katastrofę przeżyła łemkowska kultura z mozołem i pietyzmem kultywowana przez nielicznych, którzy powrócili albo skupili się w nowych miejscach zamieszkania. Wytrwałymi i skutecznymi odkrywcami „Łemkowskiej Atlantydy” okazali się turyści, którzy upodobali sobie tajemnicze góry i doliny Łemkowszczyzny, a szczególna rolę w popularyzacji kultury łemkowskiej odegrali zapaleni górscy wędrowcy wywodzący się z wielkich ośrodków akademickich.

Lem-agination to próba odpowiedzi na pytanie jaka była, a może jaka byłaby współczesna tradycyjna muzyka łemkowska, gdyby losy jej twórców potoczyły się inaczej. Na płycie posłuchacie zarówno znanych wszystkim tematów łemkowskich jak i specjalnie wyszukane "perełki" istniejące w zapisach etnografów lub na woskowych wałkach. Wierzymy, że dzięki doświadczeniu naszych muzyków zafascynowanych kulturą karpacką i ich porównawczym poszukiwaniom, przede wszystkim w folklorze muzycznym Bojków i Rusinów słowackich a także węgierskiej, polskiej i cygańskiej muzyce ludowej z regionów o podobnym archetypie, no i oczywiście na zachowanych strzępach prawdziwej kultury Łemków, materiał ma szansę realizacji założenia dość wiernej rekonstrukcji brzmienia."

Maria Natanson - violin, violas, solo vocals
Anna Bielak - violin, vocals
Katarzyna Mikołajczak - violin, vocals
Robert Brzozowski - doublebass
Piotr Majczyna - vocals
Bogdan Bracha - violin, vocals


Pacholę

The Saint Nicholas Orchestra (Orkiestra p.w. sw. Mikolaja) came into existence in 1988. Since then the band has focused on everything associated with folklore, especially whatever has been condemned to be forgotten, and yet can inspire and enrich contemporary culture.

The Orchestra gathers together people who would like to experience an adventure in folklore. The beginnings of the Orchestra were connected with hiking in the Polish mountains, which fifty years ago were still inhabited by Lemko and Boyko Ruthenians (eastern Polish Carpathians). The group’s members wandered through abandoned valleys and saw old terraced fields, orchards gone wild and forgotten paths. Who tilled these fields and trod the paths? How did those people live? What made them happy? What made them sad? The musicians tried to answer these questions by performing music that was once played there.

At first, its repertoire embraced mainly Ruthenian songs but now it comprises also music from the Hutsul region (Ukrainian Carpathians) and Poland - at the moment its main inspiration. The instruments played are: the violin, dulcimer, mandolin, mandola, cello, dutar, flutes, bass drum, congas, percussion instruments, guitars - 8 persons.



The Orchestra has played over 200 concerts and took part in 10 TV program. In 1994 the band played at the festival of European Broadcasting Union as the representatives of the Polish radio. Stylistically, the group departs from traditional patterns by applying foreign or non-traditional instruments such a dutar or guitars.

The arrangements are "unplugged" and they incorporate stylistic elements from many musical cultures. The words and melodies are authentic and collected from written and aural archival records.

In Poland, the Saint Nicholas Orchestra’s music is recognized by audiences as strongly transformed folk music, inspired by authentic and original folk sources. Foreign listeners, however, sometimes understand the group’s music as a quite genuine continuation of living folk tradition because it plays acoustic instruments and tries to preserve the folk vitality and liveliness of the original in its arrangements and performances. (worldmusiccentral.org)

try it before you buy it

24.1.09

Gardzienice w Nowicy



O Ośrodku Praktyk Teatralnych "Gardzienice" prowadzonym przez Włodzimierza Staniewskiego zapewne wielu słyszało, więc nie będę się o tym rozpisywał. O tym, że "Gardzienice" gościły w Nowicy pamiętają może jeszcze nieliczni starsi mieszkańcy, a może też pozostał jakiś duch w sercach tych, którzy ponad 20 lat temu byli dopiero dziećmi. Ufam, że tak jest, bo zespół to wyjątkowy. Jedną z praktyk grupy były organizowane przez nich Wyprawy i Zgromadzenia i czytając włąśnie książkę Zbigniewa Taranienko poświęconą "Gardzienicom" (Wydzwnictwo Test, 1997) natknąłem się na pewne nowickie wątki oraz obszerny opis takiego Zgromadzenia w Nowicy, które odbyło się w październiku 1981 roku autorstwa Haliny Filipowicz zamieszczony w artykule "Wyprawa w głąb kultury" ("The Drama Review" 1/1983). Chciałbym przypomnieć jego fragmenty:

Mieszkańcy wsi są chętni do przyjścia na Wieczorne Zgromadzenie. Spotkanie zaczyna się około 19.30. Gdy jest ciepło, spotkania takie mają miejsce na polach i łąkach, w naturalnym otoczeniu pagórków i gór. Ale chłód górskiej pogody zmusza nas dzisiejszego wieczoru do zebrania się w pokoju, gdzie śpimy i mamy próby. W pokoju panuje mrok, tylko świece palą się na parapetach okien. Członkowie „Gardzienic” mieszczą się na podłodze zwróceni do najstarszych, siedzących w honorowym pierwszym rzędzie. Staniewski (kierownik „Gardzienic”) tłumaczy: Przyszliśmy tutaj nie po to, by pokazać teatr, ale by nauczyć się waszych pieśni i muzyki. Trochę czasu upływa, zanim miejscowi przezwyciężają swoją nieufność wobec obcych i kiedy otworzy się strumień spontanicznej, twórczej energii.


Żywot protopopa Awwakuma

Na początku słyszymy stłumione szepty, czyjeś zawstydzone chichotanie i ledwie słyszalną melodię. Nagle ten nerwowy szept i wstydliwe nucenie wybucha w pełną i melancholijną pieśń o dawno przeminionej młodości. Chłonąc energię „Gardzienic” śpiewają z nimi. Ta pieśń poprzedza następną i jeszcze następną. Gdy ludzie stają się zmęczeni, Staniewski zachęca ich: Wasze dzieci odeszły stąd i Was nie będzie kiedyś. Co wówczas zostanie po Was? Tylko pieśni, których uczymy się od Was, będą żyć dalej. Jestem trochę zaniepokojona uderzającym wprost, jakoś agresywnym zwracaniem się, ale ludzie nie są wcale zniechęceni: Tak, oni mają rację. No, kobiety, a może zaśpiewamy parę weselnych pieśni? Kilka głów zbiera się, szepty przeciągają się. Jedna z kobiet tłumaczy, przepraszając: Ostatnie wesele było tu wiele lat temu, nie pamiętamy wszystkich słów. Będziemy próbować.



Tradycyjne pieśni weselne powolutku wysnuwają się z przeszłości. Ci, którzy siedzą w zatłoczonej, zadymionej szkole, już nie są sobie obcy - pochodzą z różnych etnicznie i społecznie warstw, ale stają się grupą ludzi, którzy ufają sobie i szanują siebie nawzajem; ludzi, którzy znajdują radość i siłę w byciu razem i w dzieleniu się swoim kulturowym dziedzictwem. Ludzie ze wsi zaprezentowali swoją kulturę, teraz „Gardzienice” ofiarowują swoje.

Około 21.30, gdy dokonała się już wymiana wśród uczestników spotkania i gdy śpiew trwa nadal, kilku członków zespołu gdzieś znika. Parę chwil później z dworu, dochodzą dźwięki muzyki. W małej, wklęsłej przestrzeni wśród drzew, tuż na zewnątrz szkoły, za chwilę zacznie się Spektakl Wieczorny.

Spektakl przemawia bardziej do zmysłów i uczuć, niż do intelektu i rozumu. Nie ma w nim jednego wątku ani rozwoju psychologicznego postaci, jest natomiast szybkie następstwo krótkich, dynamicznych epizodów. Czynniki organizujące to szybki rytm i oszałamiająca gra przeciwieństw: powagi i groteski, duchowego i grubiańskiego, czystego i rozpustnego. Nastrój zmienia się - od uroczystego do lekkomyślnego, od cynicznego do wysublimowanego, od ironicznego do uczuciowego [...] Z wszystkimi jego wyobrażeniami, nieskromnością i obelgami Spektakl Wieczorny jest ekstatyczną celebracją karnawałowego ducha święta ludowego - wspólnego i wyzwalającego. Duch ten nie zginął w tubylcach z Nowicy. Rzucam okiem na miejscowych ludzi. Oczy ich spoglądają na dawno zapomnianą rzeczywistość, młodości i żywotności - ich własną i własnej kultury. Przedstawienie budziło wspomnienia i skojarzenia, zagrzebane od dawna w świadomości zbiorowej tej wspólnoty. Stara kobieta za mną spontanicznie podchwytuje pieśń „Gardzienic”. Wkrótce dołączają do niej inni. Przedstawienie przekroczyło barierę kulturową, stopiło się z życiem ludzi.



Kiedy jesteśmy z powrotem w budynku szkoły, Staniewski nie musi już namawiać tubylców do śpiewania. Pieśni następują szybko po sobie, jakby ludzie chcieli odwzajemnić się „Gardzienicom” za ich pracę. Jest niemal północ. Świece pogasły, niemal niepostrzeżenie rozpoczynają się Gusła - w niewielkiej surowej przestrzeni, obejmującej parę metrów kwadratowych między drzwiami i pierwszym rzędem widzów. Staniewski stoi przy wejściu i kieruje zarówno muzyką, jak i działaniami [...] Staniewski wyraźnie czuje, że ludzie ze wsi są z nami, ponieważ dzisiaj ani nie skraca, ani też nie przemieszcza scen, zachowując wszystkie kontrasty i niejasności przedstawienia. Jeden z aktorów (Mariusz Gołaj), noszący rozpiętą koszulę klęka nad metalowym sagankiem mającym świeczkę w środku. Płomień rzuca niesamowity cień na jego twarz, podczas gdy on sam rozpoczyna pełen ducha monolog z IV części Dziadów:

Idę z daleka z piekła czyli z raju
a dążę do tegoż kraju.


(fot. Hugo Gleudinning)

[...] Głucha cisza panuje wśród Łemków, którzy przydali monologowi swoje własne znaczenie, oni także powrócili do domów z wygnania, znajdując ruiny porośnięte chwastem w miejscach, gdzie niegdyś były ich domostwa. Ton zmienia się gwałtownie, gdy wpada aktorka ze wstążkami wplecionymi we włosy, trzaskając drzwiami za sobą. Chichocze dziko i szepcze ze starymi kobietami z widowni. Jadąc na widłach lub tuląc saganek, natychmiast jest rozpoznawana przez patrzących jako wiedźma z ludowych opowieści słowiańskich albo wiejska lunatyczka, nawiedzona przez złego ducha. Wiedźma wręcza młodemu człowiekowi parę gumowych butów, kufajkę i filcowy kapelusz, sama naciąga na głowę chustę. Oboje dołączają do procesji aktorów - wystraszonych, wtulonych w siebie wieśniaków, którzy gromadzą się o północy, aby przywołać duchy zmarłych. Wieśniacy poruszają się niespokojnie naokoło tupią butami i przywierają do siebie jak stado ptaków. Przytłumionymi głosami recytują inwokację, która stopniowo narasta w zapamiętały krzyk staccato.

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
co to będzie? co to będzie?


Ifigenia w Aulidzie

[...] Muzyka - melodie białoruskie, ukraińskie i chasydzkie, oberek, polski taniec ludowy, kołysanka w jidysz oraz dysonansowy motyw nazywany przez Staniewskiego onomatopeicznie „wizgi” - wykonywane jest przez dwa flety i cymbały [...] Śmiałe zmiany nie wydają się szokujące mieszkańcom Nowicy. Oni opowiadają raczej w sposób intuicyjny, na sumę wszystkich doznań zmysłowych, a nie na pojedyncze sceny. Są urzeczeni tajemniczością przywołaną przez spektakl; kiedy zapalają się światła, nie słychać braw, panuje duga cisza.

Kilkunastu mieszkańców zostaje z nami aż do około drugiej w nocy. Stary człowiek z brodą wzdycha w zadumie: Jak bardzo chciałbym ruszyć z wami w drogę.


II Spotkania Teatralne Innowica 2009

Krótka historia - Innowica 2008