Tak sie działo parę dni temu w Nowicy. Specjalne podziękowania dla Pani Natalii Sawiny z Ambasady Ukrainy w Polsce, ks. Jana Pipki, Markyana ze Stowarzyszenia Artystycznego "Dzyga, Muzyków z grupy ShockolaD i Muzyków z Nowicy 9.
Nowica – jestem przekonany – to miejsce dobre i nowe zarazem, ciche, ale ruch tam duży. Z całego serca pragnę, aby te słowa zostały odebrane jako moja podzięka za to, w czym miałem przyjemność uczestniczyć 12 grudnia w Nowicy. Dziękuję bardzo zarówno mieszkańcom – miejscowym, jak i przybyszom, którzy znaleźli w Nowicy – mam szczerą nadzieję – nowe miejsce dla siebie, tym przybyszom, dla których ta wieś nie jest jakąś ucieczką, tylko uzupełnieniem ich dotychczasowego życia, ich pracy w jakiś odległych dużych miastach naszej części świata. Zapewne też przybysze wnoszą coś nowego do życia miejscowych Nowiczan, ale i uczą się czegoś nowego i wiozą to doświadczenie daleko – do ludnych i hałaśliwych wielkich miast i dzielą się tym czymś nowym z innymi.
Pamiętam, jak dziesięć lat temu rodziła się idea festiwalu „Jazz bez” – muzyka i muzykowanie bez granic, bez kordoniw, jazz no limits… A zrodziła się ta idea w głowach kilku Polaków i Ukraińców, w Przemyślu i we Lwowie, ludzi zarówno żyjących na pograniczu, jak i przybywających tam… A łączyło nas, i – jak widać – łączy nadal, przeświadczenie o imperatywie odtwarzania fenomenu pogranicza, w tak straszliwy sposób doświadczonego przez dwa totalitaryzmy XX wieku, rekonstrukcji i szczególnej ochrony tego, co jeszcze jest, fenomenu wieloetniczności i wielokonfesyjności, ale nade wszystko – wielka potrzeba bycia razem w tej wspólnej przestrzeni. A jazz? Cóż, on po prostu pomaga…
Koncert dwóch grup – „Nowicy 9”, przybyszy, ale już miejscowych, i „ShockolaD” ze Lwowa, też przecież miejscowych.
Dobrze się stało, że koncert odbył się w ramach już IX edycji „Jazz bez”. Nie trzeba było długo namawiać Markijana Iwaszczyszyna – szefa Stowarzyszenia Artystycznego „Dzyga” we Lwowie, na którym już od wielu lat spoczywa główny ciężar (ale za to jaka niebywała satysfakcja!!!) organizowania kolejnych edycji festiwalu. Opowiedzieliśmy Markijanowi z Mateuszem Sorą o tym, co to takiego wyprawia się w Nowicy i już. Przecież to pogranicze łaknące jazzu! W pewnym momencie zrobiło się nawet trochę niebezpiecznie… Podłoga w szkole łemkowskiej nie wytrzymałaby raczej ciężaru muzyków, aparatury i słuchaczy, no więc padło na starą chałupę, w której mieszkają miejscowi przybysze – muzycy z „Nowicy 9”. No i wszystko zagrało. Tylko trzeba było trochę sień ocieplić…
Przybysze miejscowi, jako pierwsi, zagrali dobrze, nikt nie zmarzł. Ale już dziewczyny ze Lwowa musiały się trochę lepiej opatulić, no i się zaczęło. Jak zwykle zagrali i zaśpiewali wspaniale, a piosenki łemkowskie na Łemkowszczyźnie brzmią jakoś tak inaczej… Nie wiem, jak to opisać, ale wiem, że inaczej, przecież widziałem już tę grupę kilkakrotnie.
I tu na zakończenie taki bardziej osobisty mój wątek… 13 grudnia wypadła trzydziesta rocznica śmierci mojego ojca, padło więc na Nowicę. Prawie prosto z grania nocnego poszliśmy do małej cerkiewki, która też nas jakoś pomieściła. A ksiądz już się postarał, żeby za mojego ojca pomodlić się trochę dłużej niż u braci łacinników.
Takie to było nasze spotkanie w Nowicy – przybyszów z miejscowymi, Ukraińców, Łemków, Polaków, czyli… wszystkich miejscowych. Nie pierwsze takie spotkanie i pewnie nie ostatnie.
Dziękuję!
Krzysztof Sawicki