(fot. Tomasz Sikorski)
O Szymonie i jego pracy można sporo poczytać na stronie internetowej stowarzyszenia Magurycz i w innych zakamarkach sieci. Nie będę więc rozpisywał się wiele na ten temat. To, co robi Szymon zasługuje na jak największy szacunek i uznanie. Nie ma chyba w Polsce ludzi, którzy w tak bezinteresowny sposób zabiegają o ocalenie od zapomnienia wielu bezcennych zabytków kultury, która pomału giną - pokryte mchem, niszczone wiatrami, rozkradzione. Będąc w Nowicy musicie koniecznie obejrzeć skromną wystawę poświęconą pracy Magurycza. Historia tego pięknego społecznego zrywu sięga roku 1986, kiedy to Stanisław Kryciński i Szymon Modrzejewski w Bieszczadach zorganizowali pierwszy obóz "Nadsanie". Z biegiem lat było ich coraz więcej, a i grupa ochotników systematycznie się powiększała.
Idea pracy jest całkowicie apolityczna i nie służy żadnej instytucji czy kultowi. Nie wynika z inspiracji religijnej, a odwołuje się jedynie do wrażliwości i potrzeby służenia. Ideą obozów organizowanych od 19 lat, jest ratowanie, inwentaryzacja i dokumentacja sztuki sakralnej, krzyży i kapliczek przydrożnych oraz wszelkich obiektów sztuki cerkiewnej pozostających bez opieki: chrzcielnice, krzyże ze zwieńczeń nie istniejących cerkwi, kostnice, kaplice, a także archiwalia na terenach zamieszkiwanych pierwotnie głównie przez Bojków i Łemków, ale także Żydów, Polaków, Cyganów i Niemców.
(fragment wywiadu z Szymonem znaleziony gdzieś w sieci - nie pomnę autora)
Jak wygląda renowacja zniszczonego nagrobka?
Nie zajmujemy się renowacją, ponieważ oznacza ona doprowadzenie czegoś do stanu poprzedniego. Nie zajmujemy się też konserwacją, dlatego że nie mamy na ten temat dostatecznej wiedzy. Po prostu remontujemy. Leżący w ziemi nagrobek przede wszystkim odkopujemy, usuwamy stare zaprawy, niepotrzebne i zwykle zdezintegrowane, które niczego już nie trzymają. Po czym czyścimy go, poza czyszczeniem mechanicznym także chemicznie stosownymi chemikaliami, w które pomagają nam zaopatrzyć się konserwatorzy. Często nagrobki maluje się wapnem, ale jeśli chcemy zachować je dla przyszłości, a nie tylko patrzeć z perspektywy własnego życia, zadbać żeby stały dłużej, warto zrobić to dobrze. A wapno kamiennym nagrobkom szkodzi.
Jak zdobywacie pieniądze na materiały?
Cała praca odbywa się społecznie, wszyscy w NGK "Magurycz" pracują społecznie, począwszy ode mnie po każdą osobę, która tu przyjeżdża. Idea pracy na cmentarzach jest apolityczna, nie służy żadnej instytucji, kultowi, nie głosi też żadnej wizji historii, nie wynika z inspiracji religijnej, a odwołuje się jedynie do wrażliwości i potrzeby służenia. Pieniądze na materiały pochodzą z różnych fundacji. Sporadycznie, acz to wyjątkowo cenne, wspomagały nas finansowo osoby prywatne.
Czy każdy może z Wami pracować?
Członkiem grupy zostać może każdy, kto gotów jest poświęcić się pracy na cmentarzach i nie tylko, naturalnie bez względu na narodowość czy wyznanie.
Wasze dokonania w 2005 roku to...
W tym roku odbyły się 4 obozy. Zakończyliśmy remont tzw. grzebalnego cmentarza w Szklarach oraz grzebalnego i cerkiewnego w Mszanie. My je dzielimy na cerkiewne i grzebalne. Dawniej, naturalnie chowano wokół świątyń, ale żeby odróżnić te cmentarze, bo zwykle są położone blisko siebie i chociaż ich funkcja jest taka sama to dzielimy je na cerkiewne, czyli te wokół miejsca po cerkwi i te wyznaczone osobno. W lipcu wykopywaliśmy i wywoziliśmy macewy z jaśliskiego kirkutu, które użyte zostały do budowy tamy na potoku Bełcza w czasie wojny. Na razie umieściliśmy je w magazynie w Posadzie Jaśliskiej. Jaki ich los dalszy będzie tego nie potrafię powiedzieć. Ja chcę żeby wróciły na kirkut, bo to cmentarz jest miejscem właściwym dla nagrobków, a nie lapidarium. Jutro kończymy pracę w Kotani, gdzie remont przeprowadziliśmy we współpracy ze Stowarzyszeniem Miłośników Krempnej i Okolicy.
Czy słyszałeś o tym, że w Bartnem ma powstać muzeum kamieniarstwa? Co o tym myślisz?
Nie, nie wiedziałem. Mam nadzieję, że nikt nie będzie tam zwoził nagrobków i krzyży przydrożnych. Bo nagrobek jak sama nazwa wskazuje winien stać nad grobem a gdzie indziej jest tylko gadżetem. Nawet krzyż przydrożny służy miejscu, wskazuje jakąś całość, wszechświat. Oznacza koniec wsi, jest postawiony na chwałę Boga, albo że tu uderzył piorun i nie zabił. Motywów jest tyle mniej więcej chyba co ludzi. Rzeczy te nadal służą miejscu, a wyrwane z kontekstu nic nie znaczą, stają się nieczytelnymi symbolami. Trzeba pamiętać, że dla przeciętnego mieszkańca wsi to było centrum świata. Ja wiem, oni stosunkowo niewiele się poruszali, ale cerkiew, cmentarz to była sfera sacrum, coś nietykalnego.
Skąd Twoje zainteresowanie tą tematyką?
Od 1986 roku zacząłem jeździć w Bieszczady i w Berehach Górnych zobaczyłem zaniedbany cmentarz i postanowiłem się nim zająć. Jeżeli kamieniarze z Bartnego są rozpoznawalni, to w Bieszczadach nie ma takich nagrobków, te które spotkałem są jedyne i niepowtarzalne. Dlaczego tak postanowiłem? Nie wiem dlaczego? Tak po prostu, to jest jedyny motyw. Jedni chodzą na ryby, my remontujemy cmentarze.
Czy oprócz różnych fundacji znajdujecie zrozumienie i pomoc lokalnych organizacji?
Nie utrzymujemy żadnych stosunków ze związkami wyznaniowymi. Przy czym ja nie narzekam, nie mam żalu. To tak jakby mieć żal do Polaków, że nie zajmują się cmentarzami swoich rodaków. Mam głębokie przekonanie, że robię dobrze, zgodnie z zasadą, żeby nie szkodzić. Ustawa o cmentarzach i grzebaniu zmarłych mówi, że cmentarzem wyznaniowym zajmuje się Związek Wyznaniowy. Zaniedbanych cmentarzy jest całe mnóstwo i trudno oczekiwać, od małej społeczności np. Łemków żeby oni zdołali się tym zająć. Wiele remontów wykonuje się też niefachowo. Za 50 lat efekt będzie taki sam, wszystko się rozpadnie nawet jeśli nikt się nie będzie nad tym pastwił. My na ogół pracujemy na cmentarzach, które są totalnie zdewastowane.